Tik, tak... Jak na to wszystko znaleźć czas?

Studia, praca, koła naukowe i jeszcze pewnie czas na życie prywatne i zainteresowania by się przydał. A, zapomniałabym - jeść też coś czasem trzeba, a jak jeść, to i ugotować można, bo stołowanie się na mieście dość mocno obciąża studencką kieszeń. Podobno sen jest dla słabych (zwłaszcza w czasie sesji), ale na dłuższą metę zrezygnować z niego całkiem się nie da, więc z 24 godzin zostaje ich tylko kilkanaście. Skoro więc co godzinę upływa nam 60 minut życia, to co robić, aby na wszystko czas się jakoś znajdował?


1. Ustalmy priorytety
Jeśli Twoim nadrzędnym celem jest mieć same piątki ze wszystkich przedmiotów na studiach, a nie urodziłeś się z mózgiem Einsteina, no to będziesz musiał się wysilić i pewnie na coś innego czasu zabraknie. Bo, niestety, nie da się jednocześnie zakuwać do kolokwium (a te mają tę przykrą właściwość, że jak są to wszystkie na raz), czytać literaturę fachową, zasuwać jako kelnerka na 3 zmiany, robić projekt naukowy w kole i jeszcze umówić się z chłopakiem do kina.
Zatem, jeśli chcesz połączyć te wszystkie aktywności, to musisz pogodzić się z faktem, że czasem jakaś dwója z kolokwium Ci wpadnie, dobre zlecenie w pracy przejdzie koło nosa, bo sesja, a randka będzie wyglądała tak, że wspólnie z chłopakiem przepytacie się z zakuwanego materiału.

2. Dobra organizacja
Mnie ominęło to szczęście, w którym o moim planie decydowałby najpotężniejszy z potężnych, czyli USOS, więc nie wstawałam o 2 w nocy, żeby zapisać się na zajęcia, tylko starałam się dopasować swoją wizję nadchodzącego semestru do wizji PAŃ Z DZIEKANATU. Zatem, wówczas, gdy po długim i mozolnym procesie, plan pojawia się na stronie mojego wydziału ja odpalam Excela i przerabiam plan mojego roku na mój plan. Zaznaczam sobie odpowiednimi kolorami zajęcia bezwzględnie obowiązkowe, takie, na których warto się pojawiać i takie, które mogę bez żalu i wyrzutów sumienia opuszczać, tworząc pole dla innych działalności. Dobra organizacja pozwala wyeliminować lub zagospodarować wszystkie okienka, dlatego warto na początku semestru usiąść z Excelem albo kartką papieru i rozplanować sobie aktywności na dany semestr, a w każdym tygodniu z kalendarzem lub planerem zapisać sobie co możemy zrobić w czasie wolnym, tak żeby go całkiem nie zmarnować na oglądanie śmiesznych kotów w Internecie.

3. No właśnie - zapisywanie
Można uważać, że ma się głowę, jak komputer i wszystko się pamięta, ale im więcej obowiązków, tym łatwiej o czymś zapomnieć. Dlatego ja już przestałam wierzyć w pełni mojemu mózgowi i korzystam z kalendarza (a nawet dwóch - papierowego i googlowskiego w telefonie), zwłaszcza, że jak zapiszę, to pamiętam już nawet bez zaglądania do tego co zapisałam.
Poza tym zapisywanie tego co mamy do zrobienia daje nam dodatkową motywację, zwłaszcza jeśli rzeczy z "to do list" zaczynają znikać jako zrobione. Warto też zapisywać sobie co się już zrobiło - np. ustalić sobie bloki godzinne lub półgodzinne na pracę i po wyznaczonym okresie zapisać sobie co w tym czasie się zrobiło i ile czasu nam to zajęło - świetna metoda pomagająca się skupić i do obserwowania tego na co marnujemy najwięcej czasu.

4. Dokładność
Nie lubię niechlujstwa. Czasem wolę czegoś nie zrobić, niż zrobić byle jak. Ale nadmiernym perfekcjonizmem można się tylko zakatować, zwłaszcza, jeśli ma się tak, jak ja, że nigdy nie jest się w 100 procentach zadowolonym z efektów swojej pracy. Próbując dopieścić wszystko na tip top, do obrzydlistwa idealnie, marnujemy masę czasu. Czasem warto zrobić coś na 90%, niż na 100 i tracić czas, energię i nerwy. W końcu, jak mówi stare, studenckie powiedzenie...

5. Bez spiny, są drugie terminy
Wszystko zdążymy zrobić, jeśli tylko będziemy mieli chęci i samodyscyplinę. Nie dziś, to jutro, nie jutro to za tydzień. Nie od razu Kraków zbudowano - nie musimy pierwszego dnia studiów rzucać się na wszystko. Oczywiście, im wcześniej zaczniemy coś robić, tym większa szansa, że odniesiemy sukces, jednak czasem warto wyluzować i pamiętać, że pracuje się po to, żeby żyć, a nie żyje po to, żeby pracować.

Komentarze