Ludzie i dinozaury, czyli co to znaczy być wykształconym człowiekiem

"Przypomnę trochę strasznie dawne czasy. Wtedy, kiedy dinozaury jeszcze były, a ludzie nie mieli strzelb i nowoczesnej broni, która pozwoliłaby ich zabić. Wie pani co robili? Rzucali kamieniami w tego dinozaura. Wiadomo, że od jednego rzucenia na pewno nie padł. Ale jeśli przez miesiąc, dwa rzucali tymi kamieniami, to go na tyle osłabili, że mogli go pokonać" 
Sławna ostatnio w Internecie wypowiedź byłej premier polskiego rządu - Ewy Kopacz dotycząca ludzi rzucających kamieniami w dinozaury może wydawać się zabawna. Gdy ją przeczytałam, to szczęka opadła mi na podłogę i nie mogłam się zebrać ze śmiechu. Do tego doszło jeszcze trochę memów i komentarzy o tym, że pani premier czerpie swoją wiedzę z "Flinstonów". No przezabawne.
Tylko, gdy już głupawka minie, nadchodzi przemyślenie sytuacji - kobieta z wyższym wykształceniem (skończyła przecież niełatwe studia lekarskie), obyta w świecie, były marszałek sejmu RP, minister zdrowia i premier, wielokrotnie reprezentująca nasz kraj na forum światowym, popisuje się brakiem wiedzy na poziomie podstawówki. To nie jest śmieszne, to jest smutne. Bardzo smutne...
A najsmutniejsze jest to, że pani premier jest tylko przykładem - co prawda dość ekstremalnym, bo jest osobą znaną i pełniła bardzo ważne funkcje państwowe (tak na marginesie, moim zdaniem, przed każdym zaprzysiężeniem polityka na jakąś funkcję powinien on dostawać do rozwiązania egzamin gimnazjalny), ale niestety, nie jest jedyna. Jest bardzo wiele ludzi po studiach, często trudnych i wymagających, którym brakuje podstawowej wiedzy.

Z czego to wynika?

  • Zapominamy? - Sama po sobie zauważam, że zapomniałam już wiele rzeczy, których uczyłam się w szkole, ale szczerze mówiąc, trochę ciężko mi wyobrazić sobie sytuację (zakładając, że jestem w pełni zdrowa), w której zapominam, że ludzie pojawili się na Ziemi długo po wyginięciu dinozaurów. Nie wyobrażam sobie nawet możliwości zapomnienia daty wybuchu II Wojny Światowej, czy nazw przypadków w języku polskim. Wydaje mi się, mimo wszystko, że pewnych rzeczy się nie zapomina.
  • To może nigdy nas tego nie nauczono? - To by świadczyło o tym, że system edukacji jest jeszcze bardziej wadliwy niż ogół społeczeństwa myśli. Niby było w programie, ale uczeń nie przyswoił, a potem nigdy ta wiedza nie była zweryfikowana, bo na klasówce akurat takie pytanie się nie trafiło.
  • To nie jest nasza dziedzina? - Ok. Nikt nie może znać się na wszystkim. Nie ma takich ludzi. Ale wiedza dzieli się na podstawową i specjalistyczną. To że skończyliśmy studia w dziedzinie fizyki i od 30 lat zajmujemy się tylko optyką nie zwalnia nas od znajomości wzoru na prędkość, który powinien być znajomy każdemu 13-latkowi, a poza tym jest logiczny i intuicyjny.
  • Nie mamy czasu, żeby poszerzać wiedzę? - Przyznam się szczerze, że w czasie studiów nie przeczytałam zbyt wielu książek, które wykraczały poza program studiów. Zwyczajnie po przewaleniu tony literatury naukowej z chemii nie miałam ochoty już na żadną inną (no chyba, że właśnie wyszła nowa książka, z którejś z moich ulubionych serii, wtedy świat zewnętrzny przestawał dla mnie istnieć na 1-2 dni). Jesteśmy zalatani, zagonieni, za... wszystko. Po zajęciach na studiach/pracy, ugotowaniu obiadu, odebraniu dziecka ze szkoły i załatwieniu tysiąca innych spraw mamy ochotę usiąść, nic nie robić i co najwyżej obejrzeć jakiś serial, albo pograć w przesuwanie cukierków palcem w telefonie. I nie ma w tym w sumie nic złego, bo potrzebujemy się zresetować od czasu do czasu. Tylko czy ten reset nie następuje zbyt często? Może zamiast odmóżdżania się odcinkiem "Trudnych spraw" można by przeczytać jakiś ciekawy artykuł w piśmie popularnonaukowym?
  • Zostaliśmy ogłupieni przez urządzenia? - Po co zapamiętywać numer telefonu do męża, mamy, przyjaciółki, skoro telefon za nas pamięta? Po co pamiętać daty urodzin, spotkań? Po co mamy wiedzieć kto skomponował "Eine kleine Nachtmusik" skoro Google wie to doskonale, a my możemy sprawdzić w 30 sekund? Dlaczego mielibyśmy wysilać swoje komórki mózgowe do podzielenia rachunku w restauracji na 5 osób, skoro w każdej chwili możemy wyciągnąć kalkulator w telefonie? Osobiście strasznie cenię tę wygodę, że mogę mieć dostęp do każdej informacji świata w każdym miejscu i o każdej porze. Ale czy nie zapłaciłam za to kilkoma szarymi komórkami? Bo nie jestem jeszcze taka stara, a zauważam coraz większe braki w mojej głowie np. numer telefonu mojej mamy, który poznałam zanim miałam swój telefon pamiętam doskonale, numeru mojego męża absolutnie na pamięć nauczyć się nie mogę. 
Co zatem znaczy być osobą wykształconą?

Czy wystarczy skończona szkoła średnia, czy potrzebne są studia, a może coś jeszcze?
Moim zdaniem wykształcenie to coś więcej niż matura czy dyplom ukończenia szkoły wyższej. Ok. To też jest ważne, może czasem kluczowe w pracy, którą wykonujemy na co dzień. W końcu poświęciliśmy na naukę, albo może raczej zdobycie dyplomu 15-20 lat swojego życia, czasem nawet więcej. Ale człowiek wykształcony nie może być kompletnym ignorantem. Oczywiście nie możemy wymagać, żeby każdy znał się na wszystkim (zwłaszcza, że umiejętność szukania informacji i kreatywnego rozwiązywania problemów również jest szalenie istotna), ale profesor nauk humanistycznych nie potrafiący obliczyć ile złotych zniżki da mu 20-procentowa promocja w sklepie, a doktor fizyki kwantowej nie znający podstawowych zasad ortografii, wzbudzi raczej uśmiech politowania (a może zażenowania) niż podziw. Kształćmy się zatem w naszych dziedzinach, ale nie zapominajmy, że poza nimi istnieje jeszcze jakiś inny świat, który wypada wykształconej osobie obserwować i poznawać, jak najlepiej potrafi.

Komentarze